Eksperci Naturhouse - Martyna Durmaj i Anna Kula
14 listopada 2018
W punkcie Naturhouse przy ul. Szczytnej 14 w Toruniu Ewa straciła 32 kg
Martyna Durmaj - asystent punktu Naturhouse
Nasze społeczeństwo staje się, niestety, coraz grubsze. Trafia do nas wiele osób z nadwagą, w tym również dzieci. Punkt Naturhouse w Toruniu położony jest w centrum miasta - w samym sercu pięknej, toruńskiej Starówki. To bardzo dobra lokalizacja dla klientów: spacer można od razu połączyć z wizytą w gabinecie dietetyka, a wyprawę po zakupy zaplanować w dniu kolejnych wizyt kontrolnych.
Czy wchodząca „z ulicy" osoba zostanie przyjęta przez dietetyka?
Staramy się, aby tak było. Ale lepiej jest zadzwonić wcześniej i umówić się na wizytę, mamy bowiem sporo klientów. Są okresy, kiedy ruch w naszym punkcie jest tak duży, że na wizytę u dietetyka trzeba czekać nawet dwa dni lub dłużej.
Trafiają do was osoby zachęcone przez reklamę?
Na początku naszej działalności do wizyty zachęcały ulotki reklamowe. W tej chwili większość naszych klientów to osoby „z polecenia" - są to głównie znajomi lub krewni tych, którzy dzięki naszej pomocy schudli. Sukcesy naszych podopiecznych to najlepsza reklama! Mam wrażenie, że w Toruniu marka Naturhouse zapracowała już sobie na zaufanie klientów.
Ale mimo to nadal jest kogo odchudzać?
Zdecydowanie tak. Nasze społeczeństwo jest coraz bardziej puszyste. Z niepokojem obserwuję, że również wiele dzieci ma sporą nadwagę. Trafiają do nas maluchy, które powinny zrzucić nawet 20-30 kilo.
Anna Kula - dietetyk punktu Naturhouse
Złym nawykiem pani Ewy było podjadanie, więc ustaliłyśmy nowe nawyki żywieniowe.W pilnowaniu diety pomogły Pani Ewie bliskie jej osoby. Kiedy pani Ewa Winczura pierwszy raz przyszła do punktu Naturhouse, towarzyszyły jej dwie osoby: córka i koleżanka z pracy.
Czy nie miała pani nic przeciwko temu, że do gabinetu przyszły trzy osoby?
Absolutnie nie! Uznałam, że to wręcz doskonały pomysł. Moim zdaniem wspólne odchudzanie się jest łatwiejsze i skuteczniejsze, niż gdy się podejmuje walkę z nadwagą w pojedynkę.
Dlaczego łatwiejsze?
Ponieważ obecność drugiej osoby bardzo dobrze oddziałuje na psychikę osoby podejmującej decyzję o odchudzaniu - jest jednocześnie wsparciem i motywacją do wysiłku. Koleżanka lub przyjaciółka może nas dopingować, co jest bardzo potrzebne, zwłaszcza w chwilach trudnych - w czasie kryzysu. Motywująca jest też obserwacja efektów, które osiąga druga osoba. Nawet jeśli uda się nam schudnąć mniej niż koleżance, to lepsze efekty towarzyszki diety motywują do bardziej skrupulatnego przestrzegania diety. Pani Ewa przyszła z córką i koleżanką z pracy i dzięki temu miała wsparcie zarówno w pracy, jak i w domu.
Razem jest też weselej?
Z pewnością! Trzy panie zawsze wchodziły do gabinetu razem, razem się rozbierały, jedna po drugiej wchodziły na wagę. Dzięki temu wizyty były zawsze wesołe, upływały w atmosferze miłego, babskiego spotkania. Pani Ewa w ogóle jest pogodną osobą - o problemach związanych z dietą starała się mówić z uśmiechem. Cieszyła się z utraty każdych 10 dekagramów.
Czy osoba towarzysząca musi mieć podobną nadwagę?
Nie. Nawet jeśli mamy do stracenia 30 kg, a koleżanka tylko 10, to i tak warto zacząć wspólne odchudzanie. Koleżanka wprawdzie szybciej skończy kurację, ale najtrudniejsze chwile - czyli pierwsze tygodnie - przechodzi się razem. Pojawia się u nas sporo małżeństw, w których żony są często szczuplejsze i nie jest im potrzebna kuracja odchudzająca. Ale towarzyszą swoim mężom, wspierają ich. Czasami jest to niezbędne. Koleżanka pani Ewy skończyła dietę dużo wcześniej, ale cały czas towarzyszy pani Ewie podczas naszych spotkań.
Czy wszystkie panie dostały tę samą dietę?
Nie, każda miała dietę oraz suplementy dobrane do ich indywidualnych potrzeb. Ale diety pani Ewy i jej córki były zbliżone. Chodziło o to, żeby mieszkając pod jednym dachem, mogły też razem gotować i jeść. Dla koleżanki opracowałyśmy jednak zupełnie inne menu.
Co w diecie pani Ewy trzeba było zmienić?
Głównie nawyk podjadania. Jak sama pani Ewa zauważyła, nie było chwili, by czegoś nie jadła, bez przerwy sięgała po jakieś przekąski. Z tego trzeba było zrezygnować, tym bardziej że podjadała przede wszystkim słodycze i fast foody. Pięć regularnych posiłków dziennie szybko jednak wyeliminowało potrzebę podjadania.
Zmień swoje życie raz na zawsze!
UMÓW SIĘ NA BEZPŁATNĄ KONSULTACJĘ